Świadczenia emerytalne to dla wielu ludzi temat odległy i niezrozumiały, szczególnie jeśli od przejścia na emeryturę dzieli ich kilkadziesiąt lat. Często nie mamy nawet podstawowej wiedzy na temat funkcjonowania systemu emerytalnego - jak wskazują przeprowadzone badania, niemal połowa Polaków nie wie w jaki sposób naliczane są świadczenia emerytalne czy co się na nie składa. Niestety, w momencie osiągnięcia odpowiedniego wieku ta praktyka może się na nas zemścić - wraz z niską emeryturą pojawi się rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości. Aby uniknąć takiego scenariusza, warto poznać mechanizmy, które wpływają na wysokość emerytur w Polsce.
Do 1998 roku system emerytalny opierał się tylko na zasadzie repartycyjnej - innymi słowy, na świadczenia emerytów składały się osoby aktywne zawodowo w danym momencie. Co ciekawe, jego wysokość nie była ustalana na podstawie wysokości składek wpłacanych do ZUS, lecz na podstawie oddzielnych przepisów (był to tzw. system zdefiniowanego świadczenia). Przez wiele lat mechanizm ten był skuteczny - jeszcze do 1995 roku na jednego emeryta przypadało ok. 5 pracujących, którzy solidarnie pracowali na godziwe emerytury z nadzieją, że gdy nadejdzie czas, kolejne pokolenia w podobny sposób zapracują na ich świadczenia. Z czasem jednak pojawiły się problemy demograficzne - po powojennym boomie urodzeń wskaźnik dzietności zaczął systematycznie spadać (a tym samym ilość osób składających się na emerytury), natomiast długość trwania na emeryturze wzrosła. System zaczął się chwiać i niezbędne było przeprowadzenie zmian. W 1999 roku zdecydowano się na zrestrukturyzowanie polskiego systemu emerytalnego - system zdefiniowanego świadczenia zastąpiono systemem zdefiniowanej składki, w której wysokość emerytury jest zależna od wysokości wpłacanych składek. Oprócz tego utworzono tzw. filary emerytalne:
Wprowadzenie części kapitałowych (II i III filaru) w systemie emerytalnym sprawiło co prawda, że jest on mniej wrażliwy na zmiany demograficzne, jednak nie rozwiązało całkowicie problemu. Główna jego część wciąż opiera się na zasadzie utrzymywania emerytów przez pracujących. A tych, niestety, jest coraz mniej.
Mówiąc o polskim systemie emerytalnym nie sposób nie wspomnieć o wieku, który uprawnia nas do otrzymania stosownego świadczenia. Jeszcze do niedawna, wiek emerytalny dla obu płci wynosił 67 lat, co zbliżało nas do wyników panujących w Europie (np. 67 lat dla obu płci w Niemczech). Jednak zgodnie z ustawą, od 1 października 2017 roku powszechny wiek emerytalny w Polsce wynosi 60 lat dla kobiet oraz 65 lat dla mężczyzn. Wynik ten jest jednym z najniższych w zarówno w Europie jak i na świecie - większość krajów, m.in. z powodu starzenia się społeczeństwa podwyższa wiek emerytalny, aby uniknąć katastrofy gospodarczej.
Zgodnie z nowymi zasadami, aby wyliczyć przyszłą emeryturę należy podzielić wysokość całego kapitału zebranego na kontach ZUS i OFE przez współczynnik tzw. dalszego średniego życia (czyli przewidywanej długości życia na emeryturze wyrażonej w miesiącach). Taka metoda wyliczeń zachęca do dłuższej aktywności zawodowej - dzięki niej zbierzemy większy kapitał, który potem zostanie podzielony przez mniejszą liczbę miesięcy, co zapewni nam emeryturę na godziwym poziomie. Dla przykładu, najwyższa emerytura w Polsce (w wysokości niemal 21 tysięcy zł) wpłacana jest mężczyźnie, który pracował przez 60 lat!
Z drugiej jednak strony, system ma ogromne wady. Znanych jest wiele przypadków, gdzie osoby, które z różnych przyczyn nie odprowadziły wystarczającej liczby składek, otrzymują głodowe emerytury. Rekordowa, najniższa emerytura w Polsce wynosi 10 groszy i wypłacana jest kobiecie, która opłaciła składki tylko za 4 dni. Dla takich osób ratunkiem może być tzw. emerytura minimalna. Ma ona zabezpieczać osoby, które mimo regularnego odprowadzania składek nie zdołały zebrać kapitału emerytalnego pozwalającego na godne życie. Jednak, aby ją otrzymać trzeba spełnić określone warunki - należy ukończyć wymagany wiek emerytalny oraz posiadać określonej długości staż pracy (tzw. okresy składkowe i nieskładkowe). Dla kobiet okresy składkowe (w których odprowadzane były składki ubezpieczeniowo-rentowe) wynoszą 20 lat, natomiast dla mężczyzn 25 lat. Okresy nieskładowe są doliczane do stażu pracy uprawniającego do otrzymania emerytury jedynie w wysokości ⅓ okresów składkowych. Jeśli spełnimy te wymagania, możemy liczyć na emeryturę minimalną, która w 2018 roku wynosi 1029,80 zł brutto (878,12 zł netto). W przeciwnym wypadku, otrzymamy dokładnie tyle emerytury, ile wyliczył nam ZUS.
Prognozy demograficzne nie pozostawiają złudzeń - przy rosnącej długości życia emerytów i spadku przyrostu naturalnego naszemu systemowi emerytur grozi katastrofa. Teraz jednego emeryta utrzymuje trzech pracowników. W 2040 roku na jednego emeryta będzie przypadał tylko jeden pracujący. Jeśli ten scenariusz się sprawdzi (a wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie) ZUS nie będzie miał z czego wypłacać emerytur i część z emerytów może zostać bez środków do życia.
Jedyną szansą Polaków jest samodzielne oszczędzanie na emeryturę. W tym celu powstały programy takie jak IKE (Indywidualne Konta Emerytalne), IKZE (Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego) czy PPE (Pracownicze Programy Emerytalne). Wymagają one jednak podjęcia konkretnych działań ze strony zainteresowanych, dlatego niewielu Polaków zdecydowało się na taką formę zabezpieczenia przyszłości. Aby odwrócić ten trend, rząd zdecydował się na utworzenie nowego programu w III filarze emerytalnym. Pracownicze Plany Kapitałowe są systemem, który automatycznie obejmie większość pracujących Polaków. Zebrane w ramach PPK pieniądze będą pomnażane przez wyznaczone do tego instytucje finansowe, dzięki czemu w przyszłości mogą stanowić dodatkowe lub nawet jedyne źródło przychodów.